Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Bezimienna T. 1.djvu/158

Ta strona została uwierzytelniona.

ści obowiązki swe spełnia... i pozwólcie mi jeszcze... niech córkę waszą ucałuję.
Wyciągnęła ręce ku Heli, która z jakiemś wzruszeniem do kolan jej przypadła, podniosła ją i, objąwszy czule, całując, zaszła się od płaczu i jęku. Towarzyszka, trochę przelękła, musiała ją oderwać gwałtem z tego uścisku i spiesznie pociągnęła z sobą. Wyszły — a po oddaleniu się ich Hela i Ksawerowa długo zdziwione stały i nieme... jakby pod wrażeniem cudu jakiegoś, którego sobie wytłómaczyć nie umiały. Wreszcie wdowa oprzytomniała, otrząsła się i zawołała:
— Helo... to była matka twoja!...




LIII.

Gdy z bramy domu przy ulicy Bielańskiej wychodziły dwie nieznajome kobiety, z których przytomniejsza i silniejsza słabszą i wzruszoną towarzyszkę podtrzymywać musiała — z przeciwka, od wgłębienia w murze, oderwał się jakby cień. Był to mężczyzna słusznego wzrostu, obwinięty płaszczem czarnym, w kapeluszu na oczy nasuniętym. Zdala popatrzył bacznie na kobiety, śledził je czas jakiś oczyma, poczem ostrożnie i powoli, tuląc się do murów, znikł między domami. Dwie nieznajome przesunęły się, nie spostrzegłszy, że były śledzone, do kościoła księży Kapucynów.
Ulica Miodowa przedstawiała jeszcze dziwny widok, przypominający niedawno ubiegłe wypadki; kościół stał otwarty, oświetlony wewnątrz rzęsisto, śpiewy zwycięskie rozlegały się pod sklepieniami. — Chrystus zmartwychwstał... Bóg sprawiedliwości — obrońca uciśnionych... co skruszył kajdany niewoli. Tuż obok, o kilka kroków naprzeciw, z gruzów pałacu, który niedawno zamieszkiwał Igelström, wyciągano trupy, oczyszczano z ruin ulicę. Na przyległych murach widne jeszcze były blizny od kul, czarne plamy od ognia i krwawe dłonie rannych, co, padając, ścian się chwytali. Pospólstwo, cisnące się do kościoła, krążyło około tego gniazda, warcząc... wiatr roznosił szczątki nadpalonych papierów ja-