Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Bezimienna T. 1.djvu/19

Ta strona została uwierzytelniona.

jakaś wiara i nadzieja, ufność w Bogu i sprawiedliwość. Spotykamy się na tym istnym padole płaczu — przechodnie — powitamy oczyma, ściśniemy zaledwie dłonie, czasem nam serce uderzy i — dalej w drogę, dalej, bo los chłosta biczem i pędzi, jak stado koni... w stepy.
Hela patrzyła nań, gdy mówił tak osmucony, pochylony, z głową ku ziemi spuszczoną.
— Ale czasem — dodała po cichu — wszak przeciwko tym biczom losu możnaby się oprzeć i postawić?
— Tak to się zdaje za młodu, pani moja — rzekł gość, podnosząc wzrok i znów głowę wspierając na ręku — ale gdy w późniejszych latach od smagań jego zostaną blizny, gdy w walkach się siły stargają, człowiek już, jak ujeżdżony koń, idzie posłuszny pod biczem, w chomącie i nie myśli się opierać... aby do końca!




VI.

Domawiał słów tych gość nieznajomy, gdy wejrzenie jego padło wypadkiem na ścianę przeciwległą, którą żywszym blaskiem oświecała stojąca na stole świeca; mówił, a oczy jego wlepione, utkwione w nią, zdawały się coś dostrzegać dziwnego, niepokojącego; podniósł się, poruszył zdziwiony.
Nad kanapką nie było wszakże nic oprócz kilku medalionów z czarnemi sylwetkami na dnie spłowiałem, a w środku wisiał większy nieco, na którym z włosów dość misternie wyrobiony był herb jakiś i związana zręcznie cyfra nieczytelna. Plątały się w niej w smaku wieku poukładane głoski, składające jakby zagadkę jakąś do rozwikłania.
Patrząc na ścianę, gość przestał mówić, ciekawość jego tak była podbudzona, że nagle, ująwszy świecę, zbliżył się do ściany i począł troskliwie przypatrywać się medalionowi i sylwetkom.
— Zdaje mi się — spytał — że ja tu tego u pań nie widziałem wprzódy.
— A! bo to Hela dziś dopiero dobyła — odezwała się starsza — i nie wiem dlaczego zawiesiła na ścianie