Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Bezimienna T. 1.djvu/197

Ta strona została uwierzytelniona.

nie będzie, pani nie zwierzy się nikomu, sama zaś teraz na krok się z domu wyrwać nie może.
— Więc powiedz tej... tej, którą kocham tembardziej, że cierpi dla mnie — zawołała Helena — niech się nie troszczy o moje szczęście, o moje życie. Szczęśliwą być nie mogę, żyć nie pragnę, dziecko bez imienia, kobieta bez przyszłości... chcę się poświęcić ojczyźnie.
Znowu obie z Ksawerową nie dozwoliły jej dokończyć.
— Powiedz to jej — powtórzyła Helena — ona jedna wstrzymać mnie ma prawo i rozkazać... inaczej.
— Ale przyszłość! przyszłość się może rozjaśnić... pani jesteś młoda, Bóg dobry — zawołała posłanka.
— O! nie! nie! — przerwała sierota — nie mam nadziei, w przyszłość nie wierzę, czarnym całunem zakryta przede mną...
Gdy po długiej rozmowie zapragnęła nareszcie odejść nieznajoma, Ksawerowa i Helena obawiały się ją wypuścić samą. Obejrzały wprzódy ulicę, przekonały się, że w niej nie było nikogo na czatach, a wdowa przeprowadziła ją aż do ludniejszego Krakowskiego przedmieścia, gdzie, w tłum się wmieszawszy, niepostrzeżona zniknąć mogła.




LXV.

Odtąd mieszkanie Ksawerowej stało się jakby więzieniem; zamykano drzwi, obawiano się przychodzących, strzeżono ludzi nieznanych, chociaż nic się zagrażać nie zdawało. Podejrzane owe postacie, które długo snuły się przed domostwem, znikły.
Do pewnego stopnia i to uspokajać mogło, że starościna, pochwycona przez omyłkę, nie powracała do domu. Sługi, nawykłe do dłuższych jej, często niespodzianych wycieczek, nie bardzo się o nią troskały... prowadziły życie swobodnie i korzystały z wytchnienia.
Do Heleny tylko jenerał pisywał nieustanne listy, które ona nieraz nie odpieczętowane odsyłała. Postanowienie jej było niezmienne: ani go widzieć, ani z nim żyć nie chciała.