Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Bezimienna T. 1.djvu/35

Ta strona została uwierzytelniona.

Mówił to bardzo gorąco. Hela się jakoś uśmiechnęła, niedowierzająco potrząsając głową.
— Widzisz pan — rzekła — sama ta zbyt żywa obrona wasza jużby w kim innym podejrzenie obudzić mogła... A przecież nic w tem dziwnego niema, że choć imię człowieka, który nam się okazał tak życzliwym, wiedzieć, pamiętać byśmy pragnęły.
— Tak... tak... życzliwego, serdecznie wam życzliwego człowieka! — zawołał nieznajomy, chwytając Helę za rękę i wpatrując się jej w oczy. — Ale zechcesz-że pani o tym przyjacielu starym pamiętać?...
— Ja jestem kobietą i ciekawą — dodała nastając Helena — do imienia przyjaciela chcę mieć i dobrze, wyraźnie... zapamiętane nazwisko.
— Wszakżem je już wam mówił — zaraz pierwszego wieczora, gdy mię tu szczęśliwa burza z deszczem zaprowadziła...
— Nie pamiętam, nie słyszałam — rzekła Helena.
Gość zatrzymał się chwilę, jakby z sobą walczył, i rzekł śmiało:
— Nazywam się... nazywam się Tadeusz Siechnowicki... Widzisz, panno Heleno, co ci po tem nazwisku? wszak ono nic nie powiada? Jest jednem z tych tysiąca naszych imion szlacheckich, które nie miały nigdy rozgłosu... do których się nic nie wiąże, prócz wspomnień ubóstwa i upokorzenia. Byliśmy biedni, a ubogim zawsze podźwignąć się trudno...




XIV.

Cichy głos Julki przebudzonej z alkierza powołał matkę do łóżka dziecięcia — Hela i pan Tadeusz zostali sami. On usiadł przy niej na krześle, ujął ją za rękę, która mu się opierała — i jakby mimowolnie pochwycony uczuciem, nie będąc panem siebie, uścisnął dłoń drżącą w jego męskiej ręce.
Ale wnet się opamiętał i, jakby zawstydziwszy się przed samym sobą, zasmucony zwolna ją puścił.
— Dobra panno Heleno — rzekł cicho — odpuść mi