Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Bezimienna T. 1.djvu/55

Ta strona została uwierzytelniona.

i ofiarował parę izdebek od tyłu na trzeciem piętrze, które, z małemi odmianami, prawie chatę w Dobrochowie przypominały.
Było to schronienie — wydziedziczonych od losu, które stało przez lat trzy niezajęte, bo najubożsi lokatorowie przestraszali się mroku, jaki w niem panował, i wyziewów podwórza, którymi oddychać było potrzeba.
A że ubodzy pracować muszą... tu zaś o południu często świecę zapalać było potrzeba, żaden rzemieślnik nająć nie mógł mieszkania. Okropne te, zatęchłe, zimne, wilgotne izby tę tylko miały dogodność, że za nie płacić z góry nic nie było potrzeba — a dom przypominał biednej wdowie lepsze czasy... jedyne chwile jaśniejsze, gdy wesoła z okna drugiego piętra wyglądała męża, który, wracając z kancelaryi, witał ją z uśmiechem z daleka.
Hela jechała do Warszawy, rachując w duchu na swego pana Tadeusza, chociaż wiedziała dobrze, iż przed wiosną przybyć nie obiecywał... ale serce łudziło ją... zdawało się jej, że się dowie od kogoś, iż one tam są i... pośpieszy. W ostatku choćby też przyszło dożyć, docierpieć do wiosny?
Ksawerowa i ona naprzemiany biegały, szukając dawnych znajomych, pracy, jakiegokolwiek zajęcia, Hela ofiarowała się nawet przyjąć służbę... Ale znajomi dawni dla ubogich są zawsze do odszukania trudni, praca nie przychodzi łatwo. Służba nie jest dostępną, gdy się niema nic za sobą... prócz zawsze podejrzanego ubóstwa. Dziedzic Dobrochowa, do którego się udać chciały, znajdował się od kilku miesięcy za granicą.
Z męstwem wielkiem, z pokorą i rezygnacyą usiłowały obie spojrzeć oko w oko rozpaczliwemu losowi swemu, ale jak zwykle zamiast mu podołać znajdowały co krok nowe zawady i niespodziewane trudności.
Mała Julka, to ukochane dziecię, tak przedwcześnie dojrzałe, ulubienica matki i nadzieja, siostrzyczka droga Heli, która się do niej przywiązała namiętnie, płacąc jej gorąco za uczucie — chora już w Dobrochowie, niewygodną drogą zmęczona, przybywszy do Warszawy, zapadła niebezpiecznie. Przywołano lekarza, który słabość uznał za dosyć groźną, choć nieokreśloną,