Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Bezimienna T. 2.djvu/127

Ta strona została uwierzytelniona.

a nużby mnie wzięli na spytki, wydałabym wszystko, gdyby mi piąty palec ścisnęli.
— Szanowna pani — odezwał się Iliński, gdy żona powróciła do klawikordu i znowu przebierać po nim zaczęła — pani masz myśl jakąś i zamiar niebezpieczny.
— Niebezpieczeństwo, jeśli jest, dotknie mnie tylko — rzekła jenerałowa.
— Mówcie szczerze: wy zamierzacie ich uwolnić. To jest rzecz niemożliwa, chimeryczna, niepodobna — mówił Iliński.
— Niema nic niepodobnego, gdy jest silna wola i wielkie serce.
— Niestety! piękna pani, i dla największych serc niemożliwe są rzeczy. A któż wie — dodał — może Opatrzność gotuje sama to, co ofiarą zdobyć się nie da, a przyjdzie jak niebios łaska.
— Przyjmiemy łaskę, gdy przyjdzie, ale nadzieja w Bogu nie uwalnia nas od pracy... Ja wracam do doktora.
Iliński potrząsł głową.
— Nie mogę — rzekł — nie mogę, ale daję słowo, że kogoś w mem miejscu użyję.
Jenerałowa podała mu rękę, a szambelan miał ją pocałować, gdy pani Antonina zerwała się od klawikordu i uderzyła go po ramieniu wachlarzem.
— A! to ślicznie, łapię was na uczynku!
Helena rzuciła się jej na szyję i pół śmiejąc się, pół płacząc, dwie przyjaciółki się uściskały.
— A teraz dobranoc — zawołała jenerałowa — zostawiam państwa samych, abyście z sobą zawarli zgodę, i jadę.
Tak dosyć wesoło rozstali się, a Iliński, odprowadziwszy Helenę, śpiesznym krokiem powrócił na górę.
Zastał żonę zrzucającą z siebie powoli klejnoty i chusteczki koronkowe przed zwierciadłem.
— Antosiu! — rzekł poważnie do niej — przysiąż mi na rany Chrystusa, że to, co ci powiem, zachowasz w tajemnicy...
Ona odwróciła się zdumiona, sądząc zrazu, że to był żart tylko, ale spostrzegła bladą twarz męża, zmie-