Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Bezimienna T. 2.djvu/35

Ta strona została uwierzytelniona.

A ja tak bardzo pragnęłabym choć parę dni zupełnego spoczynku.
Jenerał wstał z krzesła, począł się przechadzać po pokoju... zżymał się i niecierpliwił.
— Zresztą — ozwała się Hela zwolna — wy wiecie, że mi to wszystko jedno, umrzeć tu, czy tam, prędzej, czy później.
— Ale trzeba, żebyście żyli! musicie żyć! — zawołał Puzonów.
Doktór milczał.
— Prawdziwe nieszczęście! co tu począć? — mówił jenerał — głowę tracę. To niepodobieństwo samą zostawić.
— Ale w ostatnim razie wszakże ja bym został, zostałaby sotnia kozaków, ludzie.
— To wszystko nie dosyć! — krzyknął jenerał. — Czy to ja nie znam Polski, czy ja nie wiem, co tu umieją? Tu wszyscy są w spisku przeciw nam, młodzi i starzy, wszystkich wyznań, wszelkich stanów, tu nikomu ufać nie można.
— Przesadzacie, panie jenerale — rzekł doktór spokojnie.
— Nie! nie! — zawołał jenerał — ten naród potrzeba do nogi wytępić.
— Jenerale! — zawołała Hela — patrząc nań oczyma płomienistemi — ja do tego narodu należę.
Puzonów zaciął usta i skłonił głowę.
— Darujcie mi — rzekł — to głupie słowo nie wiedzieć jak mi się z ust wyrwało... Ale czasem człowiek cierpliwość straci! — dodał — wystawcie sobie, ze trzystu więźniów dwudziestu kilku na złość mi w drodze umarło, a pięćdziesięciu po jednemu pouciekali... osiemdziesiąt głów braknie. Oficer powiada, że po drodze do liczby dołapie kogo spotka, to jeden sposób... Nie spuszczają ich z oka... w ziemię gdzieś wpadają... kat ich wie.
Hela powoli pochyliła się na łoże i złożyła głowę na poduszce. Był to znak, że chciała samą pozostać.
Jenerał zbliżył się do niej, z poza niego Müller dawał jej znaki i Hela łagodniejszym głosem dała mu dobranoc.