Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Boża czeladka Tom I.djvu/32

Ta strona została skorygowana.

Matka spojrzała na syna...
— Ot jak się to dobrze składa, odparła śpiesznie — a tu właśnie...
Ojciec się namarszczył, chorąży spoglądając na niego chodził po pokoju... pan Aleksander ramionami ruszał.
— A tu właśnie, dodała, nam kogoś, to jest Olesiowi by potrzeba do listów, do różnego tam pisania... gdybyś go nam chciał powierzyć.
Stary zaczerwienił się jak pons... i machnął ręką.
— Szanowna pani chorążyno dobrodziejko, rzekł bijąc się w piersi — nie upokarzajcie do ostatka dobrodziejstwami swemi! wychowaliście mi syna, za co do grobu poniosę wdzięczność; za cóż się jeszcze będziecie nim obarczać? Pozwólcie się szczerze odezwać staremu, który was czci i kocha, tak po wieśniaczemu, bez obłudy i frantowstwa. Wy go nie potrzebujecie, on się wam na nic nie zda, wprost chcecie znowu biedakowi pomódz, a na siebie wziąć ciężar. Macie ich już i tak dosyć... macie... niech o swej sile idzie dalej, toć i dla niego lepiej.
Stary łzy miał w oczach, pani Jamuntowa wstała od krosien żywo i poszła do niego.
— Ale mój panie Ignacy, spytajże się Olesia, spytaj mego męża, księdza kanonika... kogo chcesz, że tu nam młody człowiek potrzebny do pisania i pomocy w rachunkach i gospodarstwie... Nawet trochęśmy liczyli na to, że jeśli się to z twojemi projektami zgadza, to nam Jasia oddasz...
— Oho! pani chorążyno dobrodziejko, rzekł ojciec śmiało — starego wróbla na plewy państwo łapiecie. Ktoby waszego świętego serca nie znał, tenby gotów uwierzyć!..
— Poradź-że tu co z nim! zawołała chorążyna, ramionami ruszając i śmiejąc się — mój Olesiu, ty pomagaj!
Obsiedli tedy ojca, który choć uporczywie stał przy swojem, zmiękł jednak, gdy chorąży, ciągle milczący, przyszedł do niego, popatrzył się mu w oczy długo i