Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Boża czeladka Tom II.djvu/142

Ta strona została skorygowana.

jak ognia, a pocichu utrzymując, że to były istoty krzykliwe i nieczyste, które tylko za młodu się znosi; posługiwał się starym sługą i kucharką, w kamienicy niezmiernie ostrą utrzymując policję, i wybierając sobie lokatorów więcej od fantazji niż dla pieniędzy.
— Daniel Sturba — rzekł wchodząc powoli gospodarz, z powitaniem — mościa panno! — I usiadł w krześle spierając ręce na lasce, a z widoczną pociechą przypatrując się pięknej i bojaźliwej dziewczynie, która nie wiedziała jak przemówić do niego. — No, jakże się tu panience podoba?
— Trochę wysoko... trochę ciasno, ale ładnie — odezwała się ośmielona Dosia.
— Tak jest, trochę wysoko — powtórzył zwolna Sturba — sześćdziesiąt kilka wschodów... ale dobre, mocne... ciasno, zapewne... ale czysto, a widok, a powietrze! proszę pociągnąć — dodał wedle zwyczaju... Hm! to stancyjka nieopłacona... w lecie wprawdzie bywa gorąco... ale tak też być powinno... w zimie chłodnawo... jednak się ogrzewa, gdy jest po temu staranie i regularność w paleniu. Ale powietrze! powietrze, nieopłacone powietrze! mościa panno!
Dosia uśmiechnęła się ze staruszka, którego lepszym i naiwniejszym znalazła od Warszawiaków, jakich dotąd poznała; przypominał jej Jana organistę.
— Otóż tak — rzekł zbierając jelonkowe rękawiczki gospodarz — witając ją mam honor uprzedzić, że w domu moim przyzwoitość i dobre a spokojne prowadzenie się są najpilniej przestrzegane... hałasów i stukań, brudu i nieczystości nie cierpię... ot co i chciałem powiedzieć i dobrej nocy życzę... Na śmiecie jest wóz osobny, na pomyje rynwa umyślnie.
To mówiąc nałożył powoli kapelusz, spojrzał na zegarek i wysunął się drzwi przymykając uważnie.
Wieczorem przybiegła Halka, która numer domu wiedziała, a że leciała z pospiechem po wschodach, nastraszył się trochę poczciwy Sturba, który wróciwszy z wista, w szlafmycy siedział czekając wody na nogi, i wybiegł aż przededrzwi zobaczyć kto tam tak stuka,