Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Boża czeladka Tom III.djvu/128

Ta strona została skorygowana.

moje dziecko, bardzo cię zobaczyć chciałem...
Jan spojrzał dopiero w twarz ojcu i postrzegł na niej zmianę, biały był i blady bardzo, ręce mu się trzęsły, usta miał zaschłe... oczy zmęczone i krwią zabiegłe.
— Chory był ojciec? — spytał matki.
— Chory, nie — odpowiedziała po cichu — ale tak coś od niejakiego czasu nie domaga, w kościach go łamie, skarży się, że nogi mu nie służą; postękuje i wzdycha... a jak z łóżka wstać przyjdzie, co dawnej ochoczo się zrywał, teraz ledwie dźwignie.
Stary się jednak przy kobietach nie poskarżył; ale wstając oparł cichaczem na ręku syna, i nogami powlókł idąc... wszyscy weszli do chaty; a pytania gradem się posypały.
— Ja już jestem na mojem w Kryłowie — rzekł Jan — i przyjechałem rodziców do siebie zaprosić, dworek wygodny, chleb będzie, nasze to pólko może by kto wziął z sąsiadów, a tam bylibyśmy razem...
— Ale gadaj no, co ten Kryłów, co ty tam za niego płacisz? jakie to jest? począł ojciec i trzeba mu było szczegółowie opisać całe gospodarstwo, co Jan ochoczo dopełnił, pragnąc koniecznie rodziców do siebie namówić.
Stary słuchał z uwagą, niekiedy głową kiwając.
— Ale to tęgi folwareczek, jeśli ty mi chłopcze nie kłamiesz — rzekł — byle praca i grosz mieć można... Sianożęci! woda! młynek! las! wszystkiego po uszy!
— Ale mi się i lepszego coś jeszcze trafia!...
— Drugiego? — zapytał stary — no, gadaj, gadaj...
— Wszak ojciec znasz Bundrysów?
— Którego? sędziego znam, człowiek uczciwy, dziwak trochę... ale serce dobre...
— Kryłów sąsiaduje z jego wioskami, stary ma jedynaczkę córkę, widać się utuptał przy gospodarstwie i chciałby odpocząć, a nie ma komu oddać, przyszło mu na myśl, poznawszy mnie, powierzyć mi zarząd tytułem dzierżawy, i bardzo nalega żebym obie wioski wziął.