Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Boża czeladka Tom III.djvu/51

Ta strona została skorygowana.

jest ciche i spokojne dla niego; dobre dla nas starych, szkodliwem być może młodemu, który i zajęcia i ruchu i pracy potrzebuje. Patrz, co podobne położenie może zrobiło z tego biednego artysty... nie chciałabym żebyśmy mieli co podobnego do wyrzucenia sobie z Janem, wolałabym żeby wszedł w trochę czynniejsze życie.
— Ja myślę także o Kryłowie, który nań czeka, ale dziś jeszcze oddać mu nie mogę — rzekł pan Aleksander — lubię go i jest mi potrzebny, chcę wprzód ten folwareczek trochę urządzić.
— Ale czy nie lepiejby było, żeby go on sam sobie urządził? — zapytała chorążyna.
— Na to potrzeba funduszów, których nie ma i przyjąć nie zechce — ale już się to robi i sądzę, że wkrótce go zainstalujemy.
Na te słowa weszła pani Bulska z uśmiechem na ustach i pospieszyła powitać chorążynę. Pan Aleksander spodziewał się z nią widać przechadzki po salonie i cichej rozmowy, której pragnąć się zdawał, ale ona, jakby się tego domyślała, usiadła na kanapie i nie zwróciła nawet oka na niego. Przykro musiał to uczuć chorążyc — usiadł z daleka wpatrując się z wyrazem wyrzutu w piękną kuzynkę, która wieczorem jaśniała znowu w całym odmiennym blasku oryginalnej swej piękności. Kilka razy próbował się do niej przybliżyć, zawiązać z nią rozmowę, wyprowadzić z kątka w którym się zamknęła, — pani Bulska, niby go nierozumiejąc, pozostała przy chorążynie. Różnica jej postępowania z panem Aleksandrem od pierwszej bytności, w ciągu której była zalotną i pocieszającą, czuć się dawała ogromna: unikała go widocznie, grzecznie była ale z daleka, i jak wówczas usiłowała go zbliżyć do siebie, tak teraz oddalała chłodem.
To postępowanie prawie wdzięczność wywołało w chorążynie i gospodarzu, którzy się zawsze jeszcze obawiali uroku i ztąd wypłynąć mogących następstw dla syna. Natomiast, gdy wszedł Bronicz, schwyciła