Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Boża czeladka Tom III.djvu/79

Ta strona została skorygowana.

— A! to zabawne!
— Wieśniak jestem — rzekł Jan — proszę mi darować...
Hrabina odeszła, a w chwilę potem wróciła do niego.
— Uczucia nasze — odezwała się mimo przechodząc — najczęściej trafiają na niewdzięcznych...
— Pan byłeś w Romaszówce wczoraj — spytała zwracając rozmowę.
— Byłem pani.
— I jak się panu wydała panna Konstancja?...
— Jak zawsze pani, przedziwnie piękną!
— Doprawdy?... muszę ją poznać.
Odeszła znowu z Sir Dawidem w drugi koniec sali, ale Bronicz próżno się krył przed nią, umiała go znaleźć oczyma i spotkać słowem tak zręcznie rzuconem, że niby nic nie znaczące, a pełne było zagadek i wymówki.
— Co to jej jest? — mruczał Zbrzeski poprawując kołnierzyków — już tedy i Bronicz jej potrzebny... ha! kto wie, może i na mnie kolej przyjdzie.
— Winszuję — zawołał Doroszeńko, przechodząc mimo Jana, który stał zaczerwieniony jakiemś uczuciem, z którego sobie sprawy zdać jeszcze nie mógł — już i naszej hrabinie głowę zawracasz! Ale pilnuj-że się, żeby cię w Leona nie obróciła.
— O to się nie lękaj — zimno odparł młody chłopiec — nic mi nie zrobi.
Biedny kanonik, od niejakiego czasu zamyślony i smutny, na nic nie uważał i w krześle na uboczu siedząc, dumał, rychło-li ci najezdnicy Borowę opuszczą: z kolei to się dziwił pani Bulskiej, to nad nią litował.
Tego dnia, niepojęta pokusa przysiadła się do niego zaraz po objedzie z widoczną chęcią rozmowy.
— Powiedz mi księże kanoniku — spytała — dla czego życie tak ciężkie i nudne?
— Ja go tak nie znajduję — rzekł ksiądz — takiem je ma, kto je sobie uczynił.
— Cóż począć, żeby nie było brzemieniem?...
— Modlić się i pracować...