Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Bratanki T. 1.djvu/135

Ta strona została skorygowana.

— Siły nie, a no rozum siłę zastąpi — rzekł stary. Cóż to tam? czy koniom włosieniem pod kopytami nie można poprzewiązywać, żeby kulały, albo sworzni ponadkruszać.
— I on téż mądry — dodał Nikita, dowącha się łatwo, a jak wpadnie na trop, nie przebaczy.
— Jego panowanie już się kończy — szepnął Panas.
Nikita ręką machnął.
— Aha! aha! zawołał — złego panowanie tak łatwo się nie domierzy. Na co już i mówić i spodziewać się darmo. Dobre kwitnie i przekwita, złe wiekuje.
— Nie — kochany kumie — Bóg wiekuje i Bóg karze.
— Co mu kto zrobi! dodał, wzdychając Nikita. Często saméj pani i tego dziecka żal, bo to wpadło samemu szatanowi w szpony, a któż je poratuje chybać Bóg i to biorąc je do swéj chwały.
— Co ja ciebie będę dłużéj bałamucił, wzdychając i podnosząc się z kamienia — rzekł Panas — nie będę krył przed tobą, bo mnie nie zdradzisz. Nasz stary pan, nasz kochany Piotruś, żyje!
Nikita zerwał się też z siedzenia i za głowę pochwycił.
— Co ty mówisz! to nie może być.
— Jak mnie żywego widzisz, żyje, godzina zemsty Bożéj wybiła. Zobaczycie go tak, jak ja oczyma własnemi widziałem i rękami témi ściskał. A ot,