Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Bratanki T. 1.djvu/147

Ta strona została skorygowana.

— Związać mi go zaraz tego buntownika. Ale się nikt nie ruszył.
Nikita popatrzał nań, nałożył siwą czapkę barankową na głowę, ręce zatknął w kieszenie i powolnym krokiem odszedł.
W dali widać było tylko tuman kurzawy na gościńcu, bryki wychodziły za powozem goniąc i ludzie szepcząc, rozchodzili się powoli.
— Jednakże, szepnął sobie po cichu Marmarosz — nie bardzo tu bezpiecznie popasać! przyjdzie może jeszcze lub gardłem nałożyć, albo wojsko sprowadzać.
I cicho cofnął się do oficyny.