Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Bratanki T. 1.djvu/92

Ta strona została skorygowana.

wojewodzina występowała z paradném weselem, spraszała sąsiedztwo, występowała z przepychem i bawiono się w Rachowie kilka dni jak nigdzie może, bo tu umiała gospodyni sama urozmaicić rozrywki i zając niemi wszystkich.
Staruszka była małego wzrostu, nieco otyła, choć bardzo ruchawa, na twarzy rumiana, z uśmieszkiem miłym na ustach, zawsze ubrana bardzo starannie, z pobielałemi już całkiem włosami. Chodziła podpierając się laseczką z gałką złotą, ale żwawo i z młodzieńczym pośpiechem. Rano przebiegała swój ogród, szklarnie, zwiedzała szpital, zachodziła do szkółki, potém czytała, potém dzwon zwoływał cały dwór do obiadu, ożywionego rozmową; do wieczora czytała która z pań, lub kobiece robótki przerywała rozmowa; podjeżdżał kto z sąsiadów, na wieczerzą schodzili się znowu dworscy, i tak dzień się kończył jakąś na następny obmyśloną praca, przejażdżką lub zabawą.
Wielką uroczystością bywał przejazd wojewodzica, jedynego syna, wychowanego przez matkę i godnego jéj. Ale ten miał wiele do czynienia i mimo najszczerszéj chęci, rzadko więcéj nad parę razy w rok mógł dobiedz do Rachowa. Listy co tydzień wysyłane zastępowały rozmowę, a pisywała matka i on tak regularnie, że się nigdy żaden o godzinę nie spóźnił. One też stanowiły węzeł wiążący wojewodzinę ze światem, o którym się przez syna dowiadywała.
Wśród takiego otoczenia wychowywała się tu Ma-