Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Bratanki T. 2.djvu/161

Ta strona została skorygowana.

cili oba, doszedłszy do Zamkowéj ulicy na Rozmarynową. Pani Sulzerowa właśnie ciasto miesiła, gdy jéj tę robotę przerwali.
Pismo i kaligrafia nie były jéj obce, wszakże do wysokiéj doskonałości nie posunęła nigdy sztuki pisania i decyfrowania, ale miała chłopca w szkole, który bez mała już całkiem był Niemiec. On więc użyty został za tłómacza. List z kieszeni zmarłego brzmiał jak następuje:
— „Donoszę waszéj hrabiowskiéj mości, że u nas nic nowego, ale coraz gorszy smutek i zawsze te lamenty i milczenie. Zdrowie jejmości nie dobre, ale klnę się, że nie z powodu stołu, bo jeść dajemy dobrze i tyle, ile zechce pani i dziecko. Pilnować trzeba nieustannie, tak, że i ja, i żona i chłopak, stać musimy ciągle na straży, bo mam podejrzenie, że do ucieczki wielka jest skłonność. A z tego powodu my wszyscy nie robić i nic zarabiać nie możemy, co wasza hrabiowska mość zechce miéć na łaskawéj uwadze, gdyż zgodziliśmy się tanio, nie wiedząc, że to tak będzie. W nocy raz na schodkach panią z dzieckiem spotkawszy, musieliśmy zawrócić.“
List był oddarty tak, że ani podpisu na nim, ani miejsca nie było, ale że się odnosił do Maryi, nie ulegało wątpliwości i Piotrowi rozjaśniło się lice, gdyż data kartki dowodziła, że w dniu, w którym Wit pochwycony został, Marya i Urszulka żyły jeszcze. Oba z Wereszczaką Panu Bogu za to podziękowali, a Wojski najlepszéj nabrał otuchy i powtarzał: