Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Bratanki T. 2.djvu/44

Ta strona została skorygowana.

niéj, przyklękła i stosownie do rozkazów, ze swą francuzczyzną popisywać się zaczęła. Spytana przez Maryę, powiedziała, że była córką gospodyni, że jéj kazano przyjść, aby znudzoną pewnie zabawić panienkę. Marya przyjęła wdzięcznie ten dowód czułości dla swojego dziecięcia, a że lubiła dzieci w ogóle, zwróciła się ku Lizce, i ta pierwsza rozmowa poszła bardzo szczęśliwie, bo była wstępem do dobréj znajomości. Urszulką rozbawiła się, rozśmiała, matka rozpłakała z radości; a gdy potém Lizka wychodziła już, życząc dobréj nocy, Marya wdzięczna z ubogiego zasobu swego, wsunęła jéj w ręce podarek, który i córkę i matkę wielce uszczęśliwił. Pani Holzer badała potém długo dziecko o te dwie nieznajome, o rozmowę ich, o szczegóły i nabrała tylko tego przekonania, że śladu obłąkania umysłu nie było. — Natomiast pewną już była jakiejś zawiłéj i ciemnéj intrygi, któréj domyśléć się nie było podobna. W owych czasach, nic nie było pospolitszego, nad wszelkiego rodzaju tajemnicze dzieje domowe, pani Cosel siedziała uwięziona, opłacając łzami swą popędliwość i groźby, a ileż innych pozamykano, wysyłano, zmuszano do klasztoru lub małżeństw niechętnych? Coś podobnego tu sobie wyobrażała pani Holzer i postanowiła bądź co bądź prawdy dobadać. Rotmistrz chmurny, gniewny, podejrzliwy, choć jéj płacił, wydawał się teraz jakimś tyranem, do którego instynktową za płeć swą czuć poczęła nienawiść. Gniewało téż, że śmiał, sądząc ją ograniczoną, zbyć