Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Bratanki T. 2.djvu/48

Ta strona została skorygowana.

bylem ja nazad do domu mógł wrócić, bo tu żółtaczki dostanę.
— A ja? spytał śmiejąc się Wereszczaka.
— E! ty jesteś młodszy i wytrwalszy, tyś się Niemców tak nie napatrzył jak ja, to ci staną za osobliwość, póki w gardle kością nie siądą.
To mówiąc uściskał go.
— Moja ty duszko, Jezu najsłodszy, (wszak to twoje przysłowie?) jedź ze mną do Brühla.
Wojski pomyślał, że może upiec dwie pieczenie przy jednym ogniu i począł się już mniéj bronić, kasztelan był uszczęśliwiony.
— Ja! jutro, konie zaprzęgam, i do chaty śpieszę.
Dictum — factum, oblawszy się wodą zimną, wytarłszy, kasztelan wziął na siebie najparadniejsze ubranie, kazał dwie lektyki sprowadzić i zapakowawszy do jednéj przyjaciela, w drugą sam wsiadłszy, kazał się nieść do mieszkania faworyta. Nieopodal ono było od zamku. Brühl jeszcze naówczas nie miał owych pałaców i ogrodów Semiramidy i dworu królewskiego i zdobytych późniéj bogactw, rozpoczynał on szczęśliwy zawód robienia fortuny dosyć skromnie. Wszakże przepowiadano mu ją już, gdyby król stary położył, nie domyślając się, że potrafi przez Sułkowskiego głowę dostać się do następcy. Nie majętny z siebie, Brühl miał już z łaski Augusta i własnych zabiegów, tyle iż mógł pewien dom utrzymać. A że lubił wystawę i pańskość, choć skromne pierwsze piętro zajmował w domu należą-