Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Było ich dwoje.djvu/46

Ta strona została uwierzytelniona.

nim, że za pracę podjętą około dworku pięćdziesiąt złotych dać się zgodził.
Wymagał zaś, aby natychmiast precz ustąpiła.
Gdzie tu się podzieć było?
Dziewczę płakało, radzić sobie nie mogąc, gdy dnia jednego przysłano po nią na probostwo.
Tu zastała Maryś poważną matronę, rumianą, otyłą, wesołéj twarzy. Była to pani łowczyna Suzinowa.
Znała ona niegdyś dobrze podkomorzynę, a teraz opowiadanie proboszcza wzbudziło w niéj litość nad dziewczęciem.
Kazała sobie naprzód opowiadać historyą szewca i szewcowéj i pobytu we dworku.
Roztropność dziewczęcia wielce się jéj podobała.
— Słuchaj-że, moje dziecko, odezwała się do niéj, jeżeli chcesz statkować, a pracować — u mnie w garderobie miejsce ci dam. Zobaczymy co umiesz... Odemnie już niejedna dobrze zamąż wyszła; ty masz czas i wykrzesać się i nauczyć, bo tobie do tego jeszcze daleko.
Maryś za kolana ją ścisnęła, płacząc. Łowczyna trzeciego dnia obiecała przysłać furmankę po nią.
Daleko stosunkowo gorzéj było dla staréj Dosi, która do szpitala przy kościele powrócić musiała,