Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Całe życie biedna.djvu/77

Ta strona została uwierzytelniona.
63

sztował, kosztował, potém jednym łykiem kończył. Natychmiast sługa przystępował i nalewał nowy, od którego broniąc się i wymawiając stary, w końcu pozwalał napełnić, z warunkiem, że to miał być ostatni. Tych ostatnich było kilkanaście.
Przy stole wszczęła się znowu rozmowa o koniach, a P. Mateusz skorzystał z niéj zalecając Bałabanowiczowi, aby się kazał uważnie obchodzić z darowanym koniem, gdyż był delikatnéj natury. Tym sposobem zręcznie uprzedził go, żeby kalectwa, jakie się znajdą, nie jemu, lecz złemu obchodzeniu się przypisał.
Potém znowu Sędzia zaczął o domu Pani Podkomorzynéj, o Pannie Annie, o projektach swatowstwa. Bałabanowicz uśmiechał się, jadł, pił i niekiedy z pełną gębą jadła odzywał się ze swojém:
— Samo z siebie!
— Jakże ci się zdaje, spytał go Sędzia, czy to się nam uda?
— A jakże! niezawodnie! zawołał upijając się do reszty stary, ja w tém, że to się uda!
— Zdrowie Pana Bałabanowicza!