Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dajmon.djvu/31

Ta strona została uwierzytelniona.

Adrjan przyjął to kadzidło z obojętnością pozorną bóstwa kamiennego, które dymem otaczają czciciele...
— Mnie to trwogą napełnia — odpowiedział. Tak, prawdą jest, że od lat przeszło dziesięciu pracuję w krwawym czoła pocie nad olbrzymim poematem, że czuję w sobie ogień święty, natchnienie, ten głos, który woła i każe otworzyć serce i usta, choćby za to ukamienować miano. Wszystko to prawda, lecz wielkie oczekiwania, które mogą przygotować tryumf, zarazem przerażają — tyle nadziei może zrodzić rozczarowanie. Wyobraźnia ludzi leci niepohamowana wyżej, niż największy geniusz sięgnąć może. Spaść z tych wyżyn Ikarem, to więcej niż śmierć, to hańba!
Marjan przerwał, sadowiąc się na kanapie:
— Dość! dość! nie potrącajmy teraz o ten przedmiot, nie wyczerpujmy go tak lekko i pobieżnie... Profanacyą by to było. Spodziewam się dłuższy czas spędzić z tobą, będziemy wielkie zadania sztuki roztrząsać swobodnie — powoli, à tête reposée. Teraz, ty mi mów o sobie...
— Jak się czujesz? Dlaczego siedzisz we Włoszech? Jesteś cierpiący?
Adrjan zapatrzył się w ziemię.
— Cierpiącym, odparł, tak bardzo nie jestem. Trudno zresztą, aby w stanie anormalnym, w jaki musi wprawiać natchnienie i tworzenie, być cieleśnie zdrowym. Kto się codzień upijać musi, ten cierpi z konieczności; ja więcej niż pół życia mego chodzę pijany, jeśli nie winem to poezyą, która pali mocniej niż Lacrima Christi i stare Falerny. Cierpię jednak więcej na duchu, niż na ciele. Rozumiesz mnie. Cierpienie to jest zarazem rozkoszą i męczarnią.
Marjan pomyślał w duchu: — „Frazes zużyty!“ a głośno dodał:
— Z tego co słyszałem, wnoszę, że praca przecie musi się zbliżać ku końcowi! Tyle lat!
— Całe życie może nie starczyć na stworzenie tego co ja chcę — arcydzieła — odparł Adrjan naiwnie.