Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dajmon.djvu/32

Ta strona została uwierzytelniona.

Mówię to cynicznie tobie, co mnie zrozumiesz, nie lękając się, byś mnie wyśmiał. Ale stworzę to, co noszę w duszy, lub padnę ofiarą Dajmona, który mnie opanował.
— Przepraszam cię, zawołał hrabia żywo bardzo, jakby serdeczny brał udział w sprawie — kogóż uczynisz sędzią twojego poematu?
— Siebie! rzekł z wielką powagą Adrjan — najprzód nikogo tylko siebie. Tak. Prawdziwy poeta z natury swej powinien być istotą wielostronną, powiedziałbym przemienną, mogącą się zmetamorfozować co godzina. Prawdziwy poeta musi w sobie nosić świat cały, całą rozmaitość istot i stworzeń, całego człowieka ze wszystkiemi odmianami. Poeta musi być razem krytykiem, niedowiarkiem, zapaleńcem, twórcą oszalałym w natchnieniu, a nieubłaganym sędzią w chwilach rozwagi, musi czuć za wszystkich i najróżniej — musi, jednem słowem, w ducha swego głębiach piastować świat cały.
Marjan jakby ugodzony tym aforyzmem, który mu obuchem spadał na głowę — pochylił ją w pokorze.
— Masz słuszność, rzekł. Jednakże i głosów z zewnątrz słuchać potrzeba, choćby dla tego, ażeby wiedzieć nastrój godziny.
— Godziny? podchwycił Adrjan — godziny? Poeta wielki powinien być wieszczem nie dni, ale wieków, głosem nieśmiertelnej prawdy i piękna. Cóż mu godzina, choćby los najgorszą przeznaczył?
Mówiąc to ruszył ramionami, i przybierając twarz weselszą, zbliżył się do siedzącego.
— Miałeś słuszność — rzekł zmienionym głosem — teraz nie pora mówić o tem. Ale ty — zkąd się tu wziąłeś? dokąd dążysz? co robisz? Sam jesteś? z kim? na długo? Chcę od razu wiedzieć wszystko.
— A ja na wiele z tych pytań nie potrafię ci dać odpowiedzi — odezwał się Marjan z wahaniem. Prowadziłem dotąd życie nieco awanturnicze, rozpasane. Nie mając poematu w duszy, biegałem za tem co lu-