Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dola i niedola część I.djvu/307

Ta strona została uwierzytelniona.

299
DOLA I NIEDOLA.

muszonéj gorliwości, w rzeczy obojętnym był na wszystko.
Czas zamiast ująć téj boleści, tylko ją stężył, odrętwił, skamienił. P. Krzysztof pozostał posągowym, milczącym, jakoby nieprzytomnym.
Często przybywał doń Dyogenes Kapustyński, który nie będąc obowiązany jak matka do milczenia, napomykał śmiało o synu; ale stolnikowicz zawsze mu surowo odpowiadał:
— Nie mam syna, proszę cię szanuj boleść i milcz.
P. Baltazarowi mniéj jeszcze było wolno.
Z domu powynosić kazał wszystko, co dziecko przypominać mogło, dawniéj miłe oku zabawki, pisanie jego młode, sukienki... Matka bojąc się utracić te skarby, zamknęła je w alkierzyku, i tam ukradkiem chodziła się napawać gorzką rozkoszą wspomnień. Ale w jéj sercu pozostał promyk nadziei, który listy i miniatura przysłana przez Julię karmiły.
— On kiedyś powróci do nas — mówiła, — ojciec mu przebaczy, przytuli, zapomni.
I modliła się o to biedna niewiasta.
Tylko miłość p. Krzysztofa dla żony nie zmieniła się; zdawała się rosnąć jeszcze, ale przybrała charakter mniéj pieszczotliwy opiekuńczéj powagi rodzicielskiéj. Cóż gdy teraz między nimi stało jak mur to wspomnienie syna, o którym ani napomknąć nie było można, a każda rozmowa musiała okalać tę przepaść ciemną i bojaźliwie krążyć koło niéj!
Często łzy ciche matki, choć nie wyrzekła słowa, zmieszały p. Krzysztofa tak, że oddalić się musiał; uciekał naówczas, i błąkał się długo po polach, po lasach, wracał nierychło, i udaną wesołością starał się zatrzeć wspomnienie, które go z domu wygnało.