Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dola i niedola część I.djvu/335

Ta strona została uwierzytelniona.

327
DOLA I NIEDOLA.

nęło dobrych kilka godzin; dopiero nierychło wracająca z miasteczka pani Krzysztofowa zatrzymała się z krzykiem, przelękła widząc męża leżącego w rowie z dziwną, jakby obłąkaną postawą i uśmiechem dzikim na ustach. Ludzie stanęli, pozeskakiwali z bryczki, ona pobiegła ku niemu z oczyma zapłakanemi... Poznać było można z jéj twarzy głębokie strapienie, które strach chwilowy jeszcze powiększył.
— Krzysiu! co ci się stało? co to jest?.. zawołała.
— A cóż! nic! odparł stary wesoło — dziwne zrządzenie... Wystaw sobie moja jejmościuniu, poszedłem naprzeciwko was, zamodliłem się około różańca; wtém... jakby piorun, pal z bata, wpada na mnie śliczny powóz zaprzężony siwemi konikami i spycha w rów starego niedołęgę... Jego właściciel, jakiś raźny chłopak, tylko się mojéj biedzie uśmiechnął... Wystaw sobie Andziu! kropla w kroplę podobny paniczyk do Adasia! Gdyby Adaś żył, powiedziałbym, że ładny z niego chłopak i dobrego ma woźnicę... Ja to lubię: kiedy z fantazyą, to z fantazyą... U nas tak! u nas tak, mościa dobrodziejko! z drogi hołota, jasne pany jadą...
Biedna kobieta tuliła go, słuchając przerywanéj mowy, krzyczała i mdlała, ściskała starca, a jęk nie dozwalał jéj wyrzec słowa...
— Ale czegoż asindźka desperujesz! przerwał Krzysztof: nic mi się nie stało! nic! całym przecię! tylkom się nastraszył trochę, ale w rowie odpocząłem... Bo też to starym za swoją miedzę nie chodzić...
I zaczął się znowu śmiać, ale sucho, strasznie i dziko, a gdy siedli do bryczki, zamilkł nagle, tylko co kilka minut porywał go jakiś śmiech konwulsyjny, dziwny, wesoły, jasny, ale przerażający. Anna cisnęła go do piersi i tuliła napróżno jak rozpłakane dziecię.