Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dola i niedola część I.djvu/344

Ta strona została uwierzytelniona.

336
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

Postrzegłszy powozy dążące do zamku, załamała ręce i rzekła w duchu:
— A! znowu jakieś natręty!
Pocieszała się tém jeszcze, że to być mógł natręt jaki do męża, jaki sąsiad śpieszący z respektem do dygnitarza, lub ktoś, kogo ona przyjmować i bawić nie będzie potrzebowała; ale powozy zbliżały się szybko... i rozpoznać już w nich było można siedzące kobiety.
Tych jak najmniéj widzieć pragnęła; ale na wsi każdego przybyłego gościa przyjąć potrzeba, na to nie ma ratunku. W kwadrans potém, świeża, piękna, wesoła choć w szatach żałobnych, które jeszcze podnosiły jéj wdzięki, ukazała się wcale niespodziana... Krystyna.
Wbiegłszy do salonu, padła w objęcia najlepszéj przyjaciołki z owym zapałem, który im mniéj jest szczery, tém bywa gorętszy. Uścisnęła Julię, ucałowała, nie mogła się jéj napatrzyć, o mało jéj nie zjadła.
— Tylko co powracam do kraju — rzekła, widzisz, nie mogłam wytrzymać bez ciebie... par monts et par eaux pośpieszyłam, żeby cię uściskać... Pragnęłam pomówić z tobą, było to potrzebą duszy mojéj... Wiesz już dawno, że jestem w żałobie, le pauvre homme a terminé ses souffrances et mon martyre... (westchnęła) — ale to już dawne dzieje... Ten biedny mój Łazarz, żebyś wiedziała, jak niespodzianie skończył... A ile mi kłopotów zostawił na głowie!.. nie mówmy... Cóż się z tobą dzieje? jestżeś szczęśliwa mów mi wszystko a wszystko...
I spojrzała jéj w oczy. Odpowiedź malowała się na twarzy hrabiny, bladéj, zmęczonéj, powleczonéj tros-