Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dola i niedola część I.djvu/99

Ta strona została uwierzytelniona.

91
DOLA I NIEDOLA.

dla marnego słowa, co się z gorącości wyrzekło, siać między sobą niezgodę?...
— A już bo też tego gadania było dosyć! krzyknął Melchior — kiedy tak, to tak.
— No? a cóż mi zrobicie, gdy nietylko gadać, ale i śpiewać będę o pantoflu, chodząc mimo waszego dworu? odpowiedział Baltazar.
Melchior zamilkł, ale pobladł i ściął zęby.
— Słuchaj, bracie Melchiorze, dokończył po chwili Baltazar: nie gniewaj się, nie dąsaj, co raz zerwane, tego już związać napowrót nie potrafi żadna moc ludzka; dla mnie nie ma już brata Melchiora, ale jest pan Melchior O....., któremu się prawdę winno jak każdemu innemu człowiekowi. Otoż ci powiem: źle z waścią, panie bracie, źle; gdzie ogon rządzi, tam głowa błądzi: mów ty sobie co chcesz, a jejmość waszecią trzęsie.
Melchior nie mogąc wytrzymać, porwał za czapkę.
— Ja, stary żołnierz, nikomu się nie narzucam, nikogo o nic nie proszę; jak mi tu u was na ojcowiźnie miejsca zabraknie, pójdę za strzelca służyć do jakiego dworu, i ani mi będzie gorzéj, ani lepiéj. Czy wam z tém lżéj będzie... no, to pomiarkujcie.
— Ale panie bracie, co znowu! zawołał Kasper: póki mojego życia, tyś u mnie zawsze bratem i gościem najmilszym.
— No, ja i mówić nie potrzebuję, dodał pan Krzysztof.
Melchior się dąsał.
— Ale bo czegoż miele językiem! zawołał.
— Dalibyście pokój! dorzucił Kasper: — braterska waśń, obraza boża.