Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dola i niedola część II.djvu/101

Ta strona została uwierzytelniona.

93
DOLA I NIEDOLA.

w obrączkowych czerwonych złotych, nocami dołączał do gotówki leżącéj w skrzyni.
We dnie przez ostrożność nigdy nie otwierał swego skarbca, ale późno w noc, gdy chłopca odprawił, drzwi pozaryglowywał, okiennice pozamykał i dobrze się upewnił, że go nikt ani podpatrzyć, ani podsłuchać nie może, mimo trzęsących się rąk, przysiadał się do kuferka, odmykał wieko i napawał się likiem tego, co przez życie uciułał. Począł był w istocie od kilku talarów wyniesionych w węzełku z rodzicielskiego domu; każdy grosz dla niego przedstawiał jego znoje, ofiary, głody, przebyte biedy, przestękane dni; było to życie zmienione na pieniądze, i może dla tego one się stały tak cenne.
— Dla czegóż cześnik nie sprowadzisz sobie doktora? spytała Julia.
— Co to... co to... tam doktory! odparł stary. Czy poradzą czy nie, a wyduszą z człowieka grosz ostatni. Ot i tak ledwie jest już z czego żyć... Wszyscy zawodzą, bankrutują, krwawica idzie z dymem.
— Ale jabym ci mojego przysłała lekarza, toby cię nic nie kosztowało — odparła kobieta.
— I! nie! nie! te doktory to szarlatany... Dziękuję mojéj dobrodziejce, niechaj już tak przekawęczę do wiosny. Tatar byle zioła uzbierał, pomoże mi pewnie; ale one rzadko gdzie się znajdują, i daleko po nie w góry jeździć potrzeba... Zioła to najskuteczniejsza rzecz: sam Pan Bóg je preparuje dla człowieka!
— I będziesz zdrów, dodała Julia przypochlebiając mu się: widać jeszcze, że jesteś silny.
— Pewnie, że jestem silny, rzekł cześnik; cała bieda w tych nogach. Jakby mi je odzyskać, jeszcze wszystko będzie dobrze.