Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dola i niedola część II.djvu/304

Ta strona została uwierzytelniona.

296
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

— Żyje, zdrowa, odparł Baltazar; ale — tu się nieco wstrzymał — potrzeba jéj cierpienie, jéj stan poszanować. Nie możecie wnijść tak nagle, musimy ją przygotować. Do jutra odłożymy widzenie się z nią.
— Dajcie mi więc kąt jaki — rzekł kasztelan — byle łoże i spoczynek... Trzebaż było, abym po latach tylu wrócił tu obcym, pieszo jak żebrak! Tak chciała sprawiedliwość... tak być było powinno...
Szczęściem, że gdy ta scena odbywała się przed wrotami, Krzysztofowa była już w swoim pokoju; można więc było przeprowadzić pana Adama do izby w oficynie, którą zajmował Baltazar, chętnie mu jéj odstępując. Kasztelan rzucił się na posłanie, a że był bardzo znużony, nie ściągnął nawet sukni, i z gorzkiém uczuciem, jakiém go poiło to przybycie do domu rodzicielskiego, pozostał w pół osłupiały, łzy jednéj nie mogąc uronić. Jermaszkę otoczyli ludzie dworscy, badając, rozpytując; od nich dopiero dowiedział się o stanie saméj pani. Włosy mu powstały na głowie; począł biedny płakać i ręce łamać.
— Ale nie, nie, to być nie może! gdy go zobaczy, oprzytomnieje... zawołał pełen nadziei — pozna...
Namówili się więc z panem Baltazarem, aby kasztelanowi nie mówić nic o obłąkaniu matki, przygotować ją powoli, i potém wprowadzić go do niéj. Nie bez obawy jednak to przedsiębrano. Któż mógł przewidzieć, jakie wrażenie miał uczynić widok syna na biednéj staruszce?
Noc upłynęła na radach. Baltazar wzdychał, niebardzo wiedząc co począć; ranek mu dodał otuchy, ale że oka nie zmrużył, czuł się straszliwie zmęczonym... Zwykle teraz, od czasu jak budować poczęto, zapraszała go na kawę pani Krzysztofowa, — i tego dnia też