Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dola i niedola część II.djvu/68

Ta strona została uwierzytelniona.

60
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

kwiatów mieszał się z ulatującemi wyziewy potraw, które odgrywały także w powietrzu pewnego rodzaju koncert dla nosów i podniebień publiczności.
Jakkolwiek wielki był tłum, sala, stoły i stoliczki starczyły na pomieszczenie wszystkich wygodne; cisza żarłoctwa przerywana tylko brzękiem widelców i łyżek, rozpostarła się po sali, i trwała aż do pierwszych kielichów, które usta otwarły — uśmiechem.
Dzieje wszystkich uczt podobnych są jednakie. W godzinę połowa gości co przyszli dla wieczerzy tylko, wysunęła się po cichu; reszta zabierała się do walki z koszami pełnemi butelek, przy których szturmie mogła nocować. Kielichy dobywano coraz okazalsze i większe; gospodarzyli gorąco przykładem zachęcając przyjaciele komandora, on sam po trosze, słudzy nawet. Pijatyka poszła okrutnie szybko, namiętnie, z przerażającą gwałtownością.
Uszczupliło się tylko grono bachusowych dzieci, gdy niektórzy poczuli, że w sali białéj gra się rozpoczyna, część znaczna odbiegła do kart.
Tu na zieloném suknie świeciły się kupy złota, blaskiem swym pociągając serca i oczy.
Maluta, który ciągle miał w opiece starostę i wodził go z sobą wszędzie, pilnując, aby wszystkich rozkoszy skosztował, — patrzał w oczy, śledził każde jego wrażenie, ale nie znalazł w chłodnym owym człowieku takiego zapału, jakiego się po niewytrawnéj jego młodości spodziewał.
Stanęli wreszcie przy stolikach gry, od któréj dotąd p. Adam się wstrzymywał. Nie mógł nawet grać, bo w kieszeni miał zaledwo kilkanaście czerwonych złotych, a stawki były grube i wstyd było z kilku dukatami wystąpić.