Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dwa Bogi, dwie drogi.djvu/123

Ta strona została skorygowana.

Otton przejęty wielkiemi obowiązkami jakie wziął na siebie, wysiadał bardzo sztywny i poważny.
— Niech pan będzie spokojny, ja nic nie zbroję, słowo daję — ale na polowanie... pan mi obiecał...
Julka i Jadzia wybiegły do brata, który im ucznia swego zaprezentował, szepcząc starszej aby się paniczem zaopiekowały i nakarmiły go, a nie spuszczały z ócz.
Gdy więc po uściskach w ganku, Ottonka wprowadzano do saloniku zastawionego staremi gratami, które natychmiast uwagę jego ściągnęły, Kwiryn pobiegł do matki.
Po drodze Jadzia wieszając mu się na szyi szepnęła: przybyłeś zapóźno!
Matka, której służąca oznajmiła przyjazd syna, już szła na jego powitanie. Padł jej do nóg Kwiryn i uściskali się w milczeniu. Nie było już ani co radzić, ni co mówić nawet.
Gierstut, który niespokojny śledził kroki Rajmunda, wiedział że już było po ślubie.
Marwiczowej pozostawało opłakiwać tylko ten wypadek, czekać zjawienia się młodego małżeństwa, a nacieszyć Kwirynem.
Zmusiwszy matkę aby w swoim pokoju siadła i wypoczęła, opowiedział jej przybyły, z jakim ciężarem jechał, i że inaczejby, nie tracąc miejsca nie mógł spełnić jej rozkazów.