Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dwa Bogi, dwie drogi.djvu/127

Ta strona została skorygowana.

niać ubranie, a Kwirynowi nie pozwoliła się oddalać od siebie.
Ottonek szczęściem był na polowaniu czy przechadzce ze starym Gierstutem.
Gdy powóz stanął przed gankiem, nikt nie wyszedł na spotkanie, czekali wszyscy w pokoju bawialnym. Zmięszany tém już trochę Rajmund podał rękę żonie i tak, sami sobie drzwi otworzywszy, weszli.
Nieporuszona w swém krześle siedziała staruszka; Kwiryn stał przy niej. Rajmund tak czuł fałszywe swe położenie, winę, — trudność wybrnięcia z tego zawikłania bolesnego, iż nie wiedząc co mówić, zbliżył się do matki, pochylił, i szepnął niewyraźnie.
— Moja żona!
Cała w płomieniach, stała Różyczka, podnosząc głowę dumnie. Kipiało w niej, tak była obrażoną przyjęciem mroźném rodziny.
Wszyscy stali jak wkuci, milczący, nikt ich nie witał.
— Siadajcie państwo! Proszę! przebąknęła wdowa, jakby do obcych.
Kwiryn, na którego skinęła, przysunął krzesła.
Milczenie groźne panowało w pokoju.
— Niech Mama dobrodziejka przebaczy — począł Rajmund.
— Nie masz co już dziś prosić ani o przebaczenie ani o błogosławieństwo — odezwała się matka