Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dwa Bogi, dwie drogi.djvu/129

Ta strona została skorygowana.

wiczowa wcale do tego nie miała ani chęci ani przygotowania.
— Wyjeżdżamy do Petersburga! dodał Rajmund.
— Szczęśliwej drogi! odparła obrażona matka.
Lecz tych słów domawiając, jakby na nie ostatnią wyszafowała siłę, jęknęła, pochyliła się na poręcz krzesła, i gwałtownie głośno szlochać zaczęła.
Rajmund się do nóg jej rzucił. Róża wstała i z pogardliwém wejrzeniem cofnęła się w głąb pokoju. Córki z Kwirynem starały się napróżno uspokoić ją. Rajmunda jakby nie widziała, płacz stawał się spazmatycznym, strasznym, przejmującym.
— Jedźcie — szepnęła Julka — kiedyindziej może. Teraz, widzisz stan matki. Twoja żona.... Schyliła mu się do ucha — lecz Rajmund nie miał widać nadziei skłonienia żony do jakiegoś kroku pokory względem matki.
Potrząsł głową, wstał jakby zrozpaczony i nie wiedział już co pocznie, gdy Różyczka podbiegła do niego, mówiąc szybko półgłosem.
— Widzisz pan, że nie mamy tu co robić, bo nas tu nie chcą Jedźmy — ja tu nie mogę pozostać dłużej.
I pochwyciła go za rękę, a Rajmund dał się jej wyprowadzić do ganku. Dobrego serca Kwiryn, rzucił się za bratem do sieni.