Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dwa Bogi, dwie drogi.djvu/236

Ta strona została skorygowana.

Dosyć tego nawracania! zakończył kwaśno Rajmund.
Profesor stał już milczący — nie wiedział ani co, ani jak miał mówić dalej.
Pomimo wzruszenia rozmową, Rajmund, który już pierwsze jej lody przełamał, był stosunkowo ochłodły i obojętny niemal. Szukał tylko w sobie sposobu, w jakiby do brata miał przemówić, tak aby go na swoje przekonania nawrócił. Rzecz była trudna, stali bowiem na przeciwnych krańcach, i nic ich nie łączyło, nie mogło zjednoczyć. Rajmund postanowił mniej o sobie mówiąc, bić głównie w obowiązek ocalenia Ottona.
— Mniejsza o mnie, dodał, widzisz że ja już według twej opinii jestem zgubionym niepowrotnie. Zdaje mi się, że masz obowiązek z tej toni dobyć biednego młokosa, który jeszcze na coś się w świecie przydać może. Zapomnij o mnie, pamiętaj o Ottonie, toż twoje ukochane dziecko....
Mówię ci — przepadnie!
Profesor był rzeczywiście przywiązany do Kellnera; sam on to rozpieszczone dziecko, popsute, niezmierném staraniem i czuwaniem na szlachetniejsze pokierował drogi. Nieszczęściem temperamentu szalonego, krwi gorącej odjąć ani zmienić nie mógł, a te go o szwank przyprawiły.
Na wzmiankę o uczniu, czoło Kwiryna się zachmurzyło. W istocie żal mu go było.