Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dziwadła T. 1.djvu/29

Ta strona została uwierzytelniona.


II.
Panu Edmundowi Suszy w Warszawie,
Nowy-Świat, Nr. 1605.
Z Turzej-Góry, dnia 25. września.

Zaczynam się nareszcie obeznawać powoli ze światem, który mnie otacza, i przywykać do niego. Mieszkanie, jedzenie, zatrudnienia, nawet śmiertelne nudy przyswoiłem sobie po części. Nieszczęśliwy tylko mój Stanisław w ciągłej jest rozpaczy, i najmniej pięć razy na dzień robi mi sceny niepojęte, wyszarpując sobie włosy z głowy i przeklinając to, co zowie bez ogródki szaleństwem. Pozawczoraj ziewałem właśnie kładąc się w owe obszerne łoże, które ci w krótkości w przeszłym liście opisałem, gdy napadł na mnie znowu z niewypowiedzianą gwałtownością. Poczciwy, nieopłacony Staś! on tu mnie jeden bawi.
— Panie! — zawołał z miną aktora teatru Wielkiego w melodramacie Skarbka — jakie są myśli i zamiary twoje?
— Myślę spać — odpowiedziałem zapalając cygaro.
— Pan mnie nie chcesz rozumieć!
— W istocie nie rozumiem.
— Co to z tego wszystkiego będzie?
— Ja nie wiem.
— A któż będzie wiedział?
Ruszyłem ramionami.
— Długo my tu jeszcze posiedzim?
— Dopóki nas nie wypędzą.
— Niech-że JW. pan — dodał kłaniając się — raczy mnie odprawić, bo ja tu żyć nie mogę.