Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dziwadła T. 1.djvu/78

Ta strona została uwierzytelniona.
— 73 —

— Zaręczam — rzekłem — że miasto jest dla mnie zupełnie obojętne, ale...
— Jakież ale?
— Miasto dla społeczeństwa przedstawia żywioł ruchu i postępu umysłowego.
— Przepraszam, miasto żyje tem co mu ze wsi dowiozą: i jak na targ potrzebuje codziennie wiejskiego zboża, potem wioski zapracowanych żywności, tak dla umysłowego życia trzeba mu także owocu pracy wiejskiej. Większa część znakomitych pisarzy, lub co lepiej, wielkich myślicieli, żyła i żyje na wsi. Jan Jakób, jak wiecie, wytrwać nie mógł w mieście: szukał wsi w pośród niego nawet.
— O! filozofka! — zawołał mój dziad.
— Żeby myśleć płodnie, trzeba skupić się w sobie — mówiła dalej — a w mieście człowiek ciągle podburzony jest do wylania się na zewnątrz, zużywa się wrażeniami; potem — dodała — człowiek w mieście się psuje, jestem o tem przekonana. Widok tyla złego, które się co dzień o oczy obija, nie może być bez wpływu: ściera z nas świeżą barwę młodości.
— Stare maksymy! — przerwał znowu koniuszy. — Nie nawrócisz pani tego mieściucha, który tu z nami nie wyżyłby kilku tygodni.
— Dla czego? — spytałem.
— Dla tego — odpowiedział stary, nielitościwie śmiejąc się — że tu nie ma teatru, a może aktorek, nie ma szumnych balów, wieczorów, gry, i życie sobie płynie jak zegarki idą: puk, puk, puk, puk! jednostajnie.
— Prawda, jednostajnie aż straszno! — zawołała Irena. — Człowiek stworzony jest do czegoś lepszego a stałego, niezmiennego; tymczasem czuję, że stałego nic