Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dziwadła T. 2.djvu/33

Ta strona została uwierzytelniona.
— 31 —

mnie pojąć nigdy nie potrafimy. Il y a incompartibilitè d’humeur entre nous.
— Co mówisz? Deception! a ja się tak cieszyłam dla ciebie tym domem, ja myślałam...
— O! zdaleka wszystko tak piękne.
— Ależ cuda o niej mówią.
— Chyba cudactwa, bo to istny cudak entre nous soil dit.
— Cóż to jest? co to jest? powiedz-że mi wszystko a wszystko, jestem niezmiernie ciekawa; żywo! — zapominając o osłabieniu swojem poczęła piękna Terenia, pochylając się ku pani Lackiej.
— Żebym ci ją odmalowała dostatecznie jednem słowem, powiem ci, że najmilszem jej towarzystwem jest... pan Hutor-Graba.
Piękna Terenia krzyknęła, odskoczyła jak oparzona, wstrzęsła się, i padła z wyrazem najogromniejszego wzruszenia, zamykając oczy, przyciskając dłoń do serca.
— Teraz może już rozumiesz co to za kobieta? — dodała pani Lacka.
— O! dziwaczka jakaś!
— Ekscentryczna jak Anglik, nudna jak książka o moralności, zapalona jak Niemiec, kiedy się namyśli zapalić.
— I ten pan tam bywa?
— Bardzo często.
— Tyś go widywała?
— Niemal co dni kilka; to nasz najbliższy sąsiad.
Pani Teresa zdawała się przybita tą wiadomością.
— Więc i ty mnie już pewnie potępiasz? — dodała cicho.
— Ja? dla czego?