Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Emisarjusz.djvu/123

Ta strona została uwierzytelniona.

wną, opatrzonego w paszporty i świadectwa urzędowe, wyprawić z okolic Pińska do jednego z klasztorów na Litwę.
Podróż ta znowu była pełna przygód i niebezpieczeństw, ścigano bowiem jeszcze innych spiskowych, ukrywających się po kraju. Ale droga, którą się przedzierał Paweł, bardzo troskliwie była obmyślana.
Chociaż dosyć powolnie, dostał się nareszcie Zeńczewski na Litwę i ku granicy pruskiej. Tu zmienił znowu odzież, stan, fizjognomję i przedzierzgnął się na poddanego pruskiego, podróżującego dla kupna skór. Z ładunkiem ich przejechał on szczęśliwie granicę i nie zatrzymując się w krajach, w których łatwo jeszcze mógł być pochwycony i wydany, oparł się aż w Belgji.
Opowiedzieć tę wędrówkę w kilku słowach łatwo bardzo, ale ile ona kosztowała wysiłków, ile życia! ile na nią potrzeba było wyszafować męstwa a razem sztuki! — ci tylko obliczą, co się kiedy choć chwilowo w podobnem położeniu znajdowali. Nie jeden raz Paweł winien był ocalenie swoje śmiałości, z jaką się ocierał o urzędników, panowaniu nad twarzą, która nie zdradzała uczuć, lub szczęśliwemu trafowi, który zdawał się go ochraniać w chwili najgroźniejszego niebezpieczeństwa. Dopiero przebywszy moskiewską rogatkę, uczuł, że się wydobył z więzienia, bo państwo to całe jest jedną tylko wielką turmą, pełną więźniów i straży.
W Belgji powrócił do dawnych zatrudnień. Jął się skromnej pracy dla chleba i uczył znowu zegarmistrzostwa.
Nie miał nawet pociechy przesłania dzięków i wieści o sobie pannie Celinie, bo list byłby ich zdradził. Dopiero nie rychło jadący cudzoziemiec zawiózł słowo od niego mężnej niewieście. Podsędkówna zna-