Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Emisarjusz.djvu/23

Ta strona została uwierzytelniona.

Najuboższym z właścicieli był podówczas stary Zacharjasz Zeńczewski, niegdyś rządca dóbr, plenipotent, dziś złamany chorobą i dogorywający kaleka. Miał on jednego tylko włościanina, któremu daleko się lepiej wiodło niż panu. Od lat kilku złożony chorobą, Zeńczewski z łóżka się nie ruszał, stara kuzynka, panna Róża, dzieliła jego losy, głód i kłopoty.
Dworek Zeńczewskiego na samym końcu Olszowa, z chaty przerobiony, do chaty też był podobniejszym niż do szlacheckiego domostwa. Stał na pagórku nagim, obwiedziony lichym płotem i osadzony krzakami karłowatych wiśni i bzów dzikich. Obórki i stodółki na pół odarte opasywały go dokoła. Wogóle siedziba ta przedstawiała obraz nędzy i opuszczenia.
W dworku sień bez podłogi, na prawo izba czeladnia, na lewo pokój jeden, alkierz i bokówka składały całe pomieszkanie. Mimo późnej nocy i słoty, jeszcze się w tej biednej chacie świeciło... Stary Zeńczewski sypiać nie mógł, cierpiał mocno... a panna Róża dosiadywała przy jego łóżku. Schludnie tu było, ale nad wszelki wyraz ubogo i nędznie... sprzętu mało i biedny... Na stoliku płonęła świeczka łojowa w lichtarzu, zakryta nieco od strony łóżka; na pościeli bladą twarz widać tylko było z siwą brodą i zamkniętemi oczyma. W nogach na krzesełku twardem zadumana siedziała niemłoda kobieta, wynędzniała, zmęczona, ale spokojnego wyrazu twarzy. Zdawało się, że nieszczęście długie już ją z sobą było oswoiło. Na kolanach trzymała książkę do nabożeństwa, ale stary drzemał. Panna Róża modliła się po cichu.
Nagle ciężkie westchnienie wyrwało się z piersi chorego; otworzył oczy.
— Co jegomości jest?
Zeńczewski powiódł wzrokiem dokoła.
— At, marzyłem, moja dobrodziejko, ale dziwnie... dziwnie... Bogu niech będą dzięki i za ten sen.
Oboje westchnęli.