Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Emisarjusz.djvu/71

Ta strona została uwierzytelniona.

stawię ci tylko żandarma... a każ mi konie dawać, ja jechać muszę.
Podsędek odetchnął... i gdy Celina weszła napowrót, wyczytała z jego twarzy, iż rzeczy stały lepiej.
Szuwała krzyczał tylko jeszcze głośniej, łajał, sprzeczał się pozornie z podsędkiem, który utrzymywał, że był chory, klął, tupał, ludzi rozpędzał i po kilku godzinach tej komedji, zostawiwszy żandarma w Radziszewie, sam jeszcze przededniem z kagańcem, wyjechał za więźniami do Łucka.
Podsędek błagał go za nimi, ale Szuwała ani słowa na to nie odpowiedział.


∗             ∗

Noc to była pamiętna dla mieszkańców Radziszewa. Sprawnik jeszcze był na grobli, gdy Celina obawiająca się o więźnia swego w ciasnej kryjówce, z trwogą pobiegła klapę w kominie otworzyć.
Miała stoczek w ręku, okiennica była zasunięta, żandarm spał w przedpokoju podsędka. Nie miała czasu przyznać się przed ojcem. Z cicha usunąwszy klapę, podniosła stoczek i zajrzała w kryjówkę... ale na dnie jej nic widać nie było. Lękała się, aby biedny Paweł dla braku powietrza nie omdlał.
Ciasne schodki wiodły do tego loszku... nie słysząc głosu, nie dostrzegłszy więźnia... drżąca schodziła powoli, rozglądając się... ale tu nie było nikogo... Kiedy i jak uszedł stąd Paweł... przechodziło jej pojęcie.
Przez cały czas sprawnik siedział w pokoju obok... kręciło się pełno żandarmów stróżów, wieśniaków, sług... Nie mogła nawet pojąć, którędy uszedł... ale odetchnęła spokojniej prawie Bogu dziękując...
Obawiając się jeszcze, czy papierów jakich nie zostawił w swoim pokoju... pobiegła zobaczyć. Tu nowe ją czekało zdziwienie, sukni Pawła, jego rzeczy...