Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Herod baba.djvu/180

Ta strona została uwierzytelniona.

— Więc po co żeś mnie asindziéj tu wezwał? zapytał.
— Abyście mnie wykupili a sobie wioskę wzięli. Sprzedajcie ją naostatek komu chcecie! Wszakci i jejmości posag się wam należy, dla tego samego musicie ją tradować — ja nie przeczę...
— Ja — dodał — jeśli mnie czarni nie wezmą z tego postrzału — kąt i robotę sobie znajdę... Bywaj zdrów ex-stryjaszku! To mówiąc odwrócił się na łóżku plecami do Eligiego, co stanowiło ostatnie niebardzo grzeczne pożegnanie... Eligi popatrzał, plunął, ramionami ruszył i poszedł rzuciwszy drzwiami...
Już się na wschodki puścił, gdy Dziemba wybiegł za nim prosząc jeszcze do pana; stryj pomruczawszy wszedł...
Zygmunt leżał na łóżku jak wprzódy, głowę tylko odchylił na izbę.
— Mój ty ex-stryjaszku — odezwał się słodszym głosem — jak też mnie kochasz, bo nie wątpię że kochasz... przyszléj mi Borodzicza, powiedz mu, że mi to winien. Na całym świecie gdy kto komu strzeli tak w piersi, musi mu potém przyjść winszować, że się wyskrobał... Powiedzcie mu że go proszę!
Głową tylko kiwnął Eligi i poszedł tym razem nie zatrzymywany do Elżusi. — Niezupełnie wiernie, opowiedział jéj jednak o co chodziło Zygmuntowi.
Spytała: — A cóż on z sobą myśli zrobić?
— Plótł mi baje — kto spamięta! odpowiedział Eli-