Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Herod baba.djvu/251

Ta strona została uwierzytelniona.

chwili. Rozmowa stała się ogólniejszą, zagadywano i odpowiadano ze stron różnych.
— Prawdziwie to szczególny traf że nas tu tak dobrze około pani naszéj, królowo moja, posadzono! zawołał korzystając ze szmeru Mioduszewski.
— Szczerze, panie sąsiedzie — odezwała się na to Elżusia marsząc brew i spoglądając nań ostro — czy to tylko traf? Czy nie było w tém jakiéj bardzo omylić mogącéj rachuby?
— A któżby, królowo moja — wdawał się tu dziś w rachunki! ramionami ruszywszy odparł stary; — jeden Pan Bóg tylko robi i odrabia co wola Jego — ludzie najczęściéj się mylą, i dla tego ich rachmistrzowstwa nic po tém! Ktoby tam rachował: Elżusia niewidocznie pogroziła mu — Mioduszewski ogromną pięścią uderzył w piersi jakby chciał powiedzieć: — Przysięgam asindźce, żem temu nie winien.
Mimo groźby mógł wszakże uważać, iż tak bardzo się nie gniewała. Kiedy niekiedy spoglądała na Zygmunta, który ani zbytnią wesołością, ani wymuszonym smutkiem nie przesadzał. Siedział poważnie, a mówił swobodnie...
Jął go tedy umyślnie pytać ten zdrajca Mioduszewski o różne rzeczy, tak, aby odpowiedzi uszu jejmości dochodziły.
— I cóż pan, panie Zygmuncie, daléj myślisz? czy już tego regimentu dożywotnie się trzymać.
Ja? ja bo nic nie myślę — rzekł Piętka: wpakowałem się w mundur, wpisałem w regestr, a teraz mną