Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Herod baba.djvu/47

Ta strona została uwierzytelniona.

w pogoń za mężem, i myśli go za szyję do domu przyciągnąć.
— Co pan mówisz! zawołał Trzaska — pojedzie za nim do Drezna?
— Powiada, choćby na koniec świata!
— Cóż to tak, z czułości? spytał Trzaska.
— Oj nie! kochałać go ona, ale teraz się gniéwa — dodał Eligi — dalipan bym nie chciał być na jego miejscu.
Trzaska rękami uderzył.
— Ot to mi kobieta! zawołał, a to jéj czołem bić! Gdybym taką heroinę drugą znalazł, to bym się ożenił.
— Poczekaj asindziéj, markotno zamruczał stryjaszek — ona mu obiecuje w łeb wypalić, jeśli jéj nie przebłaga, możesz asindziéj jeszcze o sukcesyę się po nim upomnieć. Parę krucic z sobą ma i nigdy ich nie rzuca.
Co raz bardziéj zdumiony, Trzaska też w coraz większy ferwor i uwielbienie wpadał dla heroiny, jak ją nazywał.
— Nie ma co mówić, zakończył — jeśli mu nawet w łeb wypali temu niegodjaszowi — zasłużył. Taką kobietę Pan Bóg mu dał i nieumiał jéj ocenić!
Przeszedł się po izbie parę razy namyślając..
— Jako ono jest to jest, rzekł Eligiego biorąc za pętlicę od podróżnego kontusza, ani ona ani wy sobie w téj podróży rady nie dacie.
— Ja jéj to mówiłem sto razy.