Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Historya o Janaszu Korczaku.djvu/221

Ta strona została uwierzytelniona.

stawić czoło, upłynęło czasu dosyć. Dowiedziałem się od szpiegów, że się ta dzicz tu ze wszech stron zlała. Z lada czem się porwać nie było można.
— Cośmy tu doznali od wczorajszego wieczora, język ludzki nie wypowie — zawołał ksiądz Żudra. Dopomagał nam Kasztelanic Jabłonowski i jemuśmy też po części winni, żeśmy się tak długo trzymać mogli. Nigdyby napaść tak upartą i obrachowaną nie była — gdyby ich Dorszak nie prowadził.
— Ostatnia to jego wyprawa — rzekł Dulęba.
— Zginął? — spytał ks. Żudra.
— Tatar go ściął, trup leży na dolinie.
— Mściwa ręka Boża! westchnął ksiądz.
— A Dorszakowa? — spytał Dulęba.
— Mówiono mi, że oto nie dawno z zamku wyszła.
— Dokąd?
— Nie wiem.
Pułkownik uganiał się właśnie za Tatarami, gdy przebywała dolinę, aby się dostać do trupa, dlatego nie spotkał jej i nie wiedział o niej.
Szedł tedy prowadzony przez ks. Żudrę na zamek pułkownik.
Tu na górze zastał wszystkich zgromadzonych około stołu, bo w czasie napadu nikt w usta nic nie wziął i z głodu marli teraz wszyscy.
Przyjęto go okrzykiem. Dulęba stanął w progu misiurkę zdejmując z przywitaniem starem.
— Niech-że będzie pochwalony....
— Na wieki! — odpowiedziała zbliżając się Miecznikowa. Niech będzie pochwalony na wieki ten, który cuda sprawia i niegodnych dłonią swą wszechmogącą ratuje.
Skłonił głowę Dulęba.
— Trochem się spóźnił, Miecznikowo dobrodziej-