Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Historya o Janaszu Korczaku.djvu/264

Ta strona została uwierzytelniona.

ażeby od niej pozdrowił Janasza jeszcze. Na znak dała mu, niemając co, chusteczkę, którą z szyi zdjęła. Nikita rozczulony pocałował ją w rękę, chustkę jak najtroskliwiej schował i czemprędzej się oddalił.
Nazajutrz rano Sieniuta nacieszywszy się bratem siadł na koń, aby do domu powrócić. Miecznikowa nie pewną była co z sobą pocznie. Wczorajszy dzień uczynił ją posępną i zamyśloną, chciała jechać i wahała się — a nie śmiała, z Jadzią nie mówiąc wcale ani o Janaszu ani o dalszej podróży. Unikała widocznie tego przedmiotu.






We trzy dni Janasz już mógł wstać i przejść się o swej sile po celi, był jednak osłabiony i zmieniony do niepoznania. Zdawał się starszym znacznie, młodość z sobą choroba ciężka i troska zabrała. Nikita nastawał mocno, aby z ks. Żudrą siadłszy na wóz jechał do Mierzejewic, gdzie go samo powietrze uzdrowić musi. Droga nie była straszna, bo od starego Konstantynowa jechać mieli nie tak już śpiesząc, szczędząc zmęczonych koni i ludzi. Braciszek aptekarz wprawdzie nie radził się jeszcze na jesienne narażać powietrze, Miecznikowa milczała, Janasz także.
Jadzia dwa razy była z matką u chorego, lecz niemal zawstydzona tem, że się pierwszą razą znalazła tak nieopatrznie, chłodniejszą teraz była i na pozór obojętną.
W parę dni potem Janasz czuł się tak dalece silnym, że sam do podróży się zaczął gotować. Naznaczono odjazd, dzień jeden jeszcze dając do wypoczynku, wreszcie po wotywie na intencyę podróżnych, Korczak podziękowawszy Ojcom za ich