Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Historya o Janaszu Korczaku.djvu/68

Ta strona została uwierzytelniona.

dzikiemi patrząc oczyma, ponuro i groźnie. Przed karczmami stali żydzi, żydówki i dzieci.
Miecznikowa i Jadzia spoglądały z ciekawością. Powóz zwolna sunął się ku mostowi zamkowemu. Tu dojechawszy, Nikita skoczył radząc pani, aby wysiadła, bo most był nie bardzo pewny i życzył też konie przeprowadzić, a kolebkę przepchnąć. Z drugiej strony, za mostem, już widać było Dorszaka, który, choć mu się twarz od złości i gniewu krzywiła, stał ubrany paradnie — żupanik jedwabny, kontusz czarny aksamitny, szabla u boku, żółte buty, czapka pod pachą — a na ręku trzymał na półmisku chleb i sól.
Starał się widocznie przybrać jak najłagodniejszą twarz, jak najpokorniejszą postawę. Niewiadomo czy sama z siebie, czy z jego rozkazu, wyszła też i stała po za nim pani Dorszakowa w czarnej sukni i kaftaniku tureckim, głowa jedwabną piękną chustką zawinięta. Twarz jej wschodniego typu, mimo wynędznienia uderzała dumnemi resztkami dawnego wdzięku. Po za niemi parobcy, Tatiana, dziewczę małe, cała nędzna załoga zamkowa.
Miecznikowa, która nigdy Dorszaka nie widziała, zdala już idąc, przypatrywać mu się zaczęła bacznie. Nie podobała się jej twarz, ale tego po sobie znać nie dała, owszem wesoły przybrała wyraz. Jadzia spoglądała na mury, ludzie przypatrywali się też ciekawie tej ruinie. Wszyscy zaraz z siodeł skoczyli i szli pieszo konie prowadząc. Dorszak, choć najwięcej się wpatrywał w Miecznikową, liczył też siły jej towarzyszące i ludziom się przypatrywał. Marsowe i spokojne oblicza, nie zbyt mu się pewnie podobały. Piękny Janasz idący przodem, kilka ra-