Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jak się pan Paweł żenił i jak się ożenił.djvu/39

Ta strona została uwierzytelniona.
—   31   —

tem — dziecko to jest mi przez urząd powierzone, jemu je tylko oddam.
Stanął uroczysty, niemal groźny i straszliwie w duszy gniewny na tego człowieka, który mu bębna jego śmiał chcieć wydrzeć.
— Bardzo szanuję pobudki i uczucia acana — dodał — ojciec jesteś, ale możesz się łudzić, sam się oszukiwać. Trzeba dowodów mocnych... niezbitych!
Wydra coraz bardziéj zdumiony, zdawał się pozbawionym mowy, wyczerpał był argumenta, które mu się zdawały przekonywające, znajdował opór i nie wiedział już, jak się daléj obrócić. Łzy mu napełniły oczy.
— Jaśnie panie — odezwał się — trzeba mieć litość nad nieszczęśliwym człowiekiem. Toć to jak na dłoni jawne, że dziecko moje...
Pan Paweł się zniecierpliwił.
— Dla asindzieja na dłoni, ale dla mnie pewności żadnéj nie ma, nie ma! nie ma! — powtórzył razy kilka. — Ja dziecka nie dam, chyba prawnie i urzędownie.
Postępowanie Mondygierda w téj sprawie tak było dziwne nawet dla niego samego, iż czuł się w obowiązku wytłumaczyć je i sobie i zdumionemu Wydrze.
— Acan mnie nie znasz — dodał — ja jestem człowiek formalista, ścisły we wszystkiém, nic u mnie na lekko! nic per dominum pstrum, u mnie