Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jak się pan Paweł żenił i jak się ożenił.djvu/43

Ta strona została uwierzytelniona.
—   35   —

dzie złożone łachmany, to i on je pozna i ludzie i oprzysięgną. Między nami, chłopiec kropla w kroplę podobny.
— A! nieprawda! jako żywo — rzekł skurczony Mondygierd — przyśniło ci się? podobny? z czego? jak... chłopiec delikatny, nawet przystojny, a to... to zabijaka jakiś. Pleciesz! A jeszcze mi ty to gadaj po dziedzińcu, zobaczysz jak ci gębę zamaluję.
Do niego podobny? Koneser! proszę, znalazł już podobieństwo! głupi.
Kasper nie zważał na łajanie, tak był w myślach zatopiony, był to zresztą chleb powszedni.
Zbliżył się poufale do p. Pawła.
— Wie pan co? ze wszystkiego widać, to człowiek nie w dostatkach. Wózek którym przyjechał, pożal się Boże, szkapa, wypasiona prawda, ekonomska, ale stara... koło niego chudo... a gdyby z nim pogadać? hm! on mógłby dziecko zostawić. Dojeżdżaliby sobie! Co to wam krzywda, czy co?
Odgagnięty p. Paweł oburzył się, że Kasper mu myśl jego odebrał.
— Odczep że się ty odemnie — zawołał — ze swojemi mądremi radami. Ty mi zawsze musisz mentorować. Cóż to ja swojego rozumu nie mam, żebym się u ciebie zapożyczał... Dosyć, że ty mnie zawsze do ostatniéj pasyi przyprowadzisz... Patrzajcie go! nauczyciel. A nie pójdziesz belferować do kuchni, słyszysz!
Kasper nieulękniony w okno patrzał; splunął