Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jak się pan Paweł żenił i jak się ożenił.djvu/48

Ta strona została uwierzytelniona.
—   40   —

masz, żonę czém wyżywić jest; w domu ci nudno, wal w konkury, to po cudzem dziecku płakać nie będziesz, gdy ci własne bobami wyłazić będą.
— Któż ci powiedział, że ja tego dziecka żałuję — odezwał się opryskliwie p. Paweł. — Zkądżeś ty to wziął?
— Słuchajże, ja ludzi znam! — rzekł rejent — nie kłam, dziecka ci żal... To zły znak, ty się ożenisz.
— A! idź do trzysta...
Sawicz się śmiał, wódką popił i wszystko zmiótł z talerzy; usta potém otarł, odetchnął, usiadł wygodnie i zawołał:
— No! póki ja tu, kończmy sprawy, każ wołać ojca tego, wezmę go na indagacyę i wybawię cię z kłopotu.
Chciał się z tego wymówić gospodarz, zagadując to tém to owém, gdy niepowoływany wpadł Wydra, z oczyma rozpromienionemi, poruszony, wesół, zmięszany razem... Nie zważając na rejenta, wprost pobiegł do pana Pawła i do nóg mu się rzucił, chwytając za nie.
— Drogi mój paneczku! Bóg widzi, dziecko moje! Dobrodzieju! łaskawco! tam matka usycha z pragnienia, aby je zobaczyć. Daj mi je! Dam rozpiskę, stawię się, będę odpowiadał — to mój syn! bądź miłosierny!
Proste słowa te poruszyły tak Mondygierda, że