Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jasełka Cz.1.djvu/130

Ta strona została uwierzytelniona.

124
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

— No! ale przecię nie zdeperowane?
— Tak źle, że gdyby hrabina po cichu nie włożyła w to co miała, gdyby... ale to nie ma co mówić! — przerwał. — JW. pan domyślisz się: ruina! ruina!
Herman wstał i począł chodzić po pokoju.
— Co tu kto pomoże! zawołał. Gdyby dziś miliony dać temu człowiekowi, da je zjeść próżniakom i poprzerabia na machiny... Otoż to... we dworze pięćdziesiąt dusz darmozjadów, a musi być liberya. Już tego roku za granicę tylko na różne kółka i śrubki poszło zaległych i nowych ze dwadzieścia tysięcy... Cóż pan chce?
— Choroba...
— A choroba...
— Przecięby mu żona oczy powinna otworzyć...
Żółtowski się zżymnął.
— To! to! ona! ależ ona odezwać się nie śmie. Wie ona i rozumie wszystko, płacze po kątach, i tyle tego...
Zamilkł.
— Źle! rzekł Herman.
— Źle! powtórzył Żółtowski.
Chwilę jeszcze przebąkiwali coś do siebie, ale niewiele więcéj z poczciwego starca wyciągnąć było można nad to utyskiwanie urywane. Herman odprawiwszy go, podróżną kapotę zmienił tylko na niedzielną i kazał się zaprowadzić do bratowéj.
Rajmund zaszedłszy do laboratoryum, tak zapomniał o gościu dla dwóch kół, które miał trybem połączyć, że zupełnie swobodnym go zostawił.
Mieszkanie hrabiny było od strony ogrodu, oddalone od części zajmowanéj przez męża i przytulone do zielonych drzew, w których się kryła ta część pa-