Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jasełka Cz.1.djvu/223

Ta strona została uwierzytelniona.

217
JASEŁKA.

było, bo stary pozostał sobie brudny, odarty, w pantoflach i watówce zatłuszczonéj, nie zmieniając obyczaju.
Wiedziano, że hrabiego oszukuje bezwstydnie, że go okrada na tych machinach i przyrządach, które razem robią, że wyłudza u niego pieniądze; ale to się odbywało cicho, tonęło jak w morzu. Malczak starym zwyczajem musiał grosz uzbierany zakopywać gdzieś w garnuszku, udawał ubogiego, a gdy mu nowéj odzieży było potrzeba, szedł o nią prosić hrabiego, jakby jéj nie miał nawet sprawić za co.
Jak tam Maks potrafił dowiedzieć się o stanowisku zajmowaném przez Malczaka, jak do niego trafić umiał, nie wiemy; to pewna, że dostał się do izdebki wszechmogącego ślusarza, że z nim gadał z godzinę, i że tegoż dnia Malczak zaczął hrabiemu rozpowiadać jakieś dziwy i historye o podupadłym hrabi, który został basetlistą, i jest w bardzo przykrém położeniu, nie mając prawie bótów.
Hrabia miał wiele uczucia kastowego i krew szanował bardzo; począł więc opowiadania Malczaka słuchać z uwagą wielką.
— Jak to? cóż to jest? kto to taki?
— A, to historya osobliwsza! rzekł Maciejek. Mnie to opowiadali pod wielkim sekretem. Słyszę jakiś hrabiowski syn, tylko że odmienił nazwisko; nauczył się tęgo grać na basetli, i ot jak dorabia się biedaczysko chleba. A słyszę gra tak, że aż strach, ale biedny, bo to tém się trudno czego dorobić.
— Gdzież on jest? a to ciekawa rzecz! wyrzekł hrabia, wierząc, że taki człowiek wielkiego rodu, jeśli się wziął do basetli, musi naturalnie grać ogromnie.
— W Robowie, słyszę, u Marzyckiego na łaska-